Pamiętam scenę z mojego ulubionego serialu, kiedy to aktorzy odrywający główne role wspólnie zasiadali do posiłku. Osób było sześć i dokładnie tyle samo butelek jednego z popularniejszych olejów roślinnych znalazło się na stole. Pamiętam też inną scenę, która trwała około pięciu minut i dotyczyła jednej usługi telekomunikacyjnej. Biorąc pod uwagę, że jeden odcinek serialu trwa około 15 minut było to niezwykle irytujące.

To właśnie jest słynny product placement, czyli wtapianie produktu czy usługi w sceny filmu, serialu a coraz częściej nawet sztuk teatralnych. Ukazywana rzecz nie jest typową reklamą a po prostu gra. Nagle okazuje się, że serialowa rodzina jeździ samochodem konkretnej marki, używa jednego rodzaju mydła czy proszku do prania. Co więcej, założyła konta w jednym banku i korzysta z tych samych produktów internetowych a na śniadanie zawsze jada te same płatki.

Niestety coraz częściej lokowanie produktu jest zauważalne przez widza – spece od reklamy robią to w sposób nachalny i sztuczny, rażący i nazbyt przykuwający uwagę.

O ile jeszcze do niedawna uważało się, iż product placement jest nawet skuteczniejszą formą promocji aniżeli tradycyjny spot reklamowy to dzisiaj coraz częściej stawia się jednak na pasma reklamowe, w których potencjalny odbiorca jest czytelnie informowany o fakcie, iż ogląda reklamy.

Spoty reklamowe wbrew powszechnemu uważaniu nie są zakłamane i nachalne. Sami eksperci uważają, że dużym nadużyciem w kwestiach zaufania widza jest takie układanie scen serialu czy filmu aby główną rolę odgrywał w niej nie aktor a właśnie produkt.

Okazuje się, że odbiorcy coraz częściej zdają sobie sprawę z lokowania produktu co niekorzystnie wpływa na wizerunek serialu czy filmu. Wylicza się, iż najwięcej tego rodzaju ukrytej reklamy ulokowano w serii filmów o Bondzie – główny bohater reklamował wręcz wszystko, począwszy od garniturów, zegarków, butów po alkohol czy samochody.